dopadło mnie choróbsko - kichałam, smarkałam, łzawiłam, rzęziłam jak (przysłowiowy już) bóbr co zna tysiąc bitów. przyznaję się bez bicia - chorobę przechodzę tym razem po męsku - jęczę, użalam się nad sobą, obijam się:P, narzekam itp. W związku z czym rodzina mnie unika - czytaj - prawie nic ode mnie nie chcą :D
Ponieważ dziś poczułam się o wiele lepiej - wypełzłam na łono z aparatem. Łona w postaci lasu nie posiadam w odpowiedniej odległości więc pełzałam po parku podglądając co się puszcza i jak intensywnie. Pierwsze przyuważyłam forsycje - szaleją jak wściekłe, na niektórych już wcale nie ma kwiatów! Stokrotki rozszalały się również - ale one tak mają - na parkowych trawnikach można je spotkać nawet w styczniu...
następne w kolejce są magnolie - istne szaleństwo i rozpusta
wielkim zaskoczeniem było pojawienie się niezapominajek- jakoś kojarzą mi się z pełnią lata raczej - ale kłócić się nie będę ;)
ślicznie wygląda też puszczający się modrzew...
największym opanowaniem w tym towarzystwie wykazał się miłorząb japoński - puszcza się po malutku i bardzo nieśmiało :)
i to by było na tyle...
jutro pokażę Wam dwa upolowane ptaszory - może pomożecie mi je zidentyfikować ?
dobranoc :D
2 komentarze:
to zdrówka Kochana!!!
przyłapałaś piękno na gorącym uczynku ;-))))
Ja już też nie kicham! :)) Magnolie uwielbiam... a niezapominajki jak najbardziej na czasie są ;))
Prześlij komentarz